Sam po latach przyznał: “Jeżeli Departament Energii daje tobie pieniądze na badania, to nie oznacza, żebyś podjął te badania. Oni potrzebują tylko twojego nazwiska i prestiżu naukowego. Nadal będą robić swoje. Ale jeżeli chcesz te pieniądze to najlepiej udaj się na ryby albo graj w golfa. Mój błąd polegał na tym, że odkryłem to później”.
Oraz następne warte przypomnienia stwierdzenie: “Ludzie tacy jak ja z późnych lat pięćdziesiątych, wielu naukowców energetyki atomowej, którzy promują atom, zasługują na proces norymberski.”
Czarnobyl, Fukushima, Windscale, Tree Mile Island i co dalej? #4
Dr Jerzy Jaśkowski
Polska
2013-05-02
Kolejny akapit omawianego tekstu, prof. G.Wrochny o minimalnej ilości odpadów radioaktywnych z elektrowni atomowej, w porównaniu z odpadami konwencjonalnymi jest zabawny w ustach fizyka. Tak jakby dyrektor Narodowego Centrum Badań Jądrowych p.prof. Grzegorz Wrochna nie znał pojęcia czasu. Odpady tzw. konwencjonalne są do zagospodarowania po kilku - kilkunastu miesiącach, a radioaktywne po kilkunastu tysiącach lat. Np. czas składowania dla cezu i strontu wynosi od 300 do 600 lat, czyli jest dłuższy aniżeli okres pierwszej Rzeczypospolitej. Dla plutonu czas składowania wynosi od 250 000 do 500 000 lat. Czyli jest dłuższy aniżeli istnienie człowieka. No ale co to ma za znaczenie dla fizyka? Jak wiemy, no ale fizyk może o tym nie wiedzieć, cała nasza historia pisana to kilka tysięcy lat. Tylko! Z kolejnej wypowiedzi wynika jednoznacznie, że p. prof. Grzegorz Wrochna nie rozróżnia podstaw radiobiologii. Uważa, że pierwiastki radioaktywne naturalne i sztuczne to to samo. Przybliżając PT Czytelnikowi, niezaznajomionemu z tym działem podam, że jeżeli w jakimś zbiorniku jest radioaktywny cez o aktywności 1 Bq, to w jajku kaczki pijącej tą wodę, radioaktywność wzrośnie do 1 miliona Bq [jedynka i 6 zer.], natomiast kiedy w tym zbiorniku będzie 1Bq naturalnego uranu, to w tym jajku będzie co najwyżej 0.01 Bq. Po prostu, w drodze ewolucji organizm wytworzył bariery zabezpieczające. A cezu w przyrodzie naturalnego nie ma. Dopiero użyteczni idioci- ”fizycy jądrowi“ przed ok. 60 laty go stworzyli. Jak na ewolucję to okres stanowczo za mały, aby powstały mechanizmy adaptacyjne.
Tak więc cały akapit omawianego tekstu, porównujący naturalne skażenie ze sztucznym ma się jak pięść do oka do podstawowych faktów z zakresu radiobiologii. Było to zresztą szeroko udokumentowane w czasie sympozjów np. w Gdańsku przed 20 laty. Podobnie chwalenie się, że to są obecnie stare reaktory, a my będziemy budowali nowe IV generacji jest delikatnie mówiąc nieporozumieniem. Po pierwsze, my nic nie będziemy budowali, ponieważ do chwili obecnej, żaden pracownik tego “narodowego” instytutu o ile zostałem dobrze poinformowany, nie podsiada uprawnień jakichkolwiek do prowadzenia budowy.
A swoją drogą to bardzo ciekawe. W 1982 roku hunta wojskowa zaczęła budowę elektrowni atomowej w Żarnowcu. Jako dyrektorów postawiono facetów po moskiewskich kursach 2-3 letnich. Dokładnie można zapoznać się z poziomem przygotowania tamtejszych “specjalistów” w odtajnionych aktach IPN dotyczących tej budowy. Swoją drogą chciałbym podziękować PT Panom piszącym te raporty. Są naprawdę bardzo rzeczowe, konkretne i niestety prawdziwe. Pokazują nędzę naszych atomistów. Mówię o nędzy intelektualnej, nie finansowej.
Tak więc wielkie zdziwienie budzi fakt, że przez kolejne 30 lat nie potrafiono znaleźć ani jednego fizyka jądrowego, który zdobyłby takie uprawnienia. Wolą jak widać siedzieć za biurkami i udawać ekspertów rządowych-telewizyjnych etc. Trzeba tutaj podkreślić, że jak to zwykle bywa: “cudze chwalicie swego nie znacie....” ponieważ był Polak, który posiadał licencję budowy elektrowni jądrowych z numerem 4 ZSRR. PAN NAZYWAŁ SIĘ JAN KOWALSKI I MIESZKAŁ W REDZIE. BYŁ M.IN GŁÓWNYM BUDOWNICZYM ELEKTROWNI JĄDROWEJ - CHMIELNICKAJA -I INNYCH. Gwoli ciekawości podam, że Pan ten, sam się zgłosił do PAA z pomocą, ale go nie chciano. Natomiast atomiści rządowi zatrudniali ludzi, którzy nigdy nie widzieli budowy elektrowni atomowej. [W Gdańsku - Redłowie mieszkał także w owych czasach drugi prawdziwy budowniczy elektrowni atomowych].
Raporty z IPN opisują, że “chłopcy z Żarnowca” wybrali się na wycieczkę do ZSRR, aby zobaczyć w ogóle taką budowlę, ale ich nie wpuścili na teren, ze względu na tajemnicę służbową. Tak więc cały okres siedzieli za płotem. Co nie przeszkadzało im popisywać się wiedzą po powrocie. A uczyli się ze starych sowieckich skryptów z lat 50 - tych... Jak widać niewiele się ta wiedza, w wydaniu obecnych ekspertów, posunęła do przodu.
Takie “zamieszanie” w tym atomowym resorcie było na całym świecie. Amerykańska Narodowa Akademia Nauki opublikowała raport o nazwie Beir - “Biologiczne skutki promieniowania jonizującego” . Raport był tak naciągany, że szybko zniesiono AEC - Amerykańską Komisję Energii i na jej miejsce powołano ERDA - Energy Research and Development Agency oraz NRC - Nuclear Regulatoru Commission. ERDA miała promować rozwój energii atomowej, a NRC zajmować się bezpieczeństwem publicznym. A przyczyną całego zamieszania były dwa raporty Henry Kendalla i Dan Forda oraz J Gofmana. Dr Harold Knappa udowodnił, że dawki jakie otrzymało społeczeństwo w Utah były 100 razy większe aniżeli te podane do publicznej wiadomości. Dr J. W. Gofman stwierdził, że pluton jest tak niebezpieczny, że gdyby udało się zatrzymać 99.99% plutonu z reaktorów to i tak ta 0.01 % spowodowałaby od 140000 do 500 000 dodatkowych zgonów z powodu nowotworów rocznie.
Sam po latach przyznał: “Jeżeli Departament Energii daje tobie pieniądze na badania, to nie oznacza, żebyś podjął te badania. Oni potrzebują tylko twojego nazwiska i prestiżu naukowego. Nadal będą robić swoje. Ale jeżeli chcesz te pieniądze to najlepiej udaj się na ryby albo graj w golfa. Mój błąd polegał na tym, że odkryłem to później”.
Oraz następne warte przypomnienia stwierdzenie: “Ludzie tacy jak ja z późnych lat pięćdziesiątych, wielu naukowców energetyki atomowej, którzy promują atom, zasługują na proces norymberski.”
I tym optymistycznym akcentem kończę wspomnienia. Zostało jeszcze bardzo dużo materiałów z dziedziny energii atomowej wartych przypomnienia polskiemu PT Czytelnikowi.
Wywiad z dr Chrisem Busby nt radiacji:
PS.1 Wg posiadanych informacji, Niemcy co najmniej kilka razy użyli bomby atomowej. W styczniu 1944 roku w okolicach Hamburga oraz w styczniu 1945 roku. - W Kurlandii w 1945 roku. Armia “Kurlandzka” nie została przez Sowietów zaatakowana tylko cała zdołała się ewakuować. Ponad milion żołnierzy. Zdziwienie budzi fakt pozostawienia przez Sowietów na swoich tyłach takiej masy wojska. Poza tym Amerykanie użyli już w 1958 roku bomby atomowej na Antarktydzie, dlaczego? Brytyjscy i amerykańscy członkowie misji Alsos demontowali eksperymentalny reaktor jądrowy, który niemieccy naukowcy zbudowali jako część niemeickiego projektu energetyki jądrowej w Haigerloch.
PS. 2 Bezpośrednio po zakończeniu obrad Okrągłego Stołu, PAA powołała tzw “Komisję Wierusza” w celu opublikowania raportu o skutkach katastrofy w Czarnobylu dla Polski. Komisja miała podać stan prawdziwy czyli wybielić postępowanie fizyków jądrowych i całego nadzoru ochrony radiologicznej. Niestety pomimo wyjaśnienia istotnych spraw w czasie posiedzeń np., że już następnego dnia , po katastrofie [27/28.04.1986 r] wojsko zaczęło zabierać wszystkie wyniki pomiarów radiacji, że Hunta już na początku maja 1986 roku podniosła dopuszczalne normy skażenia 20 krotnie i nie pozwoliła podawać wartości liczbowych, tylko liczbę pomiarów przekraczających nową normę. Czyli jeżeli np. mleko wykazywało aktywność 990 Bq było kwalifikowane jako prawidłowe, ponieważ “nowa” norma dopuszczała skażenie do 1000 Bq. Poprzednia norma dopuszczała do 50 Bq. Tak więc nawet po latach nie można stwierdzić jakie było faktyczne skażenie Polski. Pomimo więc,że pewne sprawy udało się wyjaśnić, to pierwsza część powstałego raportu nadal zawierała dużą ilość dezinformacji. Przesłany do szerokiej wiadomości mój list otwarty, pokazujący na 12 stronach te dezinformację doprowadził do zawieszenia działalności tej Komisji. Po publikacji listu Komisja nigdy więcej się już nie zebrała. Jedyny w miarę pełny Raport pt: “Katastrofa w Czarnobylu, a Polska” został opublikowany pod auspicjami Gdańskiego Towarzystwa Naukowego rok później, dzięki poparciu prof. dr hab.Gotfryda Kupryszewskiego, przewodniczącego GTN i ówczesnej p.dyr. H.Sochackiej.Jako ciekawostkę mogę podać, że zarówno GTN jak i nasza siedziba była widownią wielokrotnych włamań po ukazaniu się tego Raportu. Dziwnym trafem ginęła tylko ta książka - ROPORT . Włamywacze nie zabierali ani radioodbiorników, ani telewizora, ani komputerów, a tylko szukali tego raportu. Tacy to miłośnicy książek byli przed 20 laty. A dzisiaj poloniści narzekają , że ludzie nie chcą czytać?.
PS. 3 Bardzo by mi było przyjemnie otrzymać jakiekolwiek materiały od ludzi piszących raporty z lat 80-tych ubiegłego wieku.