Petycja ws. mieszkań zakładowych oddanych za darmo spółdzielniom


Gość

/ #1678

2012-08-15 16:35

"Słońce Natolina" zapłacił studentom za głosy? Grzegorz Szymanik
26.07.2012, aktualizacja: 26.07.2012 16:40

Zdesperowani członkowie już w 2011 r. protestowali przed blokiem spółdzielni, w której mieści się Galeria Ursynów (Fot. Franciszek Mazur / Agencja Gazeta).

Mieszkańcy twierdzą, że to "Słońce Natolina" busami dowiózł na głosowanie opłaconych "studentów".
- To ci z opozycji przecinali kable, a mnie uwięzili i przetrzymali - odpowiada prawa ręka "Słońca". Trwa walka o władzę w spółdzielni mieszkaniowej. Wszystko jest tu razy dwa: dwa zarządy, dwie rady nadzorcze, dwóch prezesów rady. Od lipca w spółdzielni mieszkaniowej Przy Metrze trwa wojna na górze. Odwołana rada i odwołany zarząd z prezesem Andrzejem Stępniem nazywanym przez mieszkańców "Słońcem Natolina" nie chcą odejść.
- Jest pan właścicielem domu i wybiera sobie zarządcę. Po jakimś czasie okazuje się, że ogałaca on dom z kosztowności i opowiada niemiłe rzeczy o właścicielu. I nie można nic zrobić, by pozbyć się łotra. Wyobraża pan to sobie? U nas jest podobnie - mówi Teresa Macias-Jabłońska, mieszkanka bloku spółdzielni Przy Metrze. Tak mówi ona o opłaconych "studentach" (mieszkańcy nazwali ich tak, bo są młodzi i pilnie potrzebowali pieniędzy), jak pisano o nich w internecie. - Potyczki z władzą spółdzielni trwają u nas od dawna. To tylko wierzchołek makabry, którą tu mamy - dodaje Marek Wojtalewicz.

Niezatapialny prezes
- To ja jestem prezesem - mówi (były/obecny) prezes Stępień. Jest nim od 1998 r.
- A ja mieszkam tu 27 lat i nigdy się sprawami spółdzielni nie interesowałem - mówi Marek Wojtalewicz. Stanął na czele buntowników, którzy prezesa odwołali (według krążących po spółdzielni anonimów to "wódz cwaniaków i ich znajomków"). - Zainteresowałem się sprawami spółdzielni, gdy kupiłem mieszkanie w nowej inwestycji. Coś było nie tak. Znikające pieniądze, brak informacji i koszmarne długi - dodaje.
Spółdzielnia stawiała nowe budynki przy KEN i Belgradzkiej z Galerią Ursynów. Na inwestora wybrano spółkę Drimex-Bud. Spółdzielnia płaciła Drimexowi, ale Drimex nie płacił podwykonawcy. Podwykonawca pozwał spółdzielnię (poszło o 30 mln zł). Mimo to w 2006 r. Drimex dostał kontrakt na kolejną inwestycję, przy Belgradzkiej. Żeby spłacić wierzycieli, Spółdzielnia sprzedała dwie działki. Bez przetargu. - I wyjątkowo tanio - podkreśla Wojtalewicz. Zarzuca też Stępniowi, że kupił (prywatnie) cały poziom garaży przy Lanciego za 300 tys. zł, bo wiedział, że wcześniej spółdzielnia (z nim jako prezesem) wystąpiła do gminy o przekształcenie ich w lokale użytkowe. I garaże stały się warte grubo ponad milion złotych.

Furtki w prawie
Andrzej Stępień: - Cała działalność moja, zarządu i spółdzielni jest zgodna z prawem. Tylko niewielka grupa osób chce dla swoich interesów nam zaszkodzić. O przeciwnikach mówi: opozycja.
- Wiedzą, jak szukać furtek w prawie - twierdzi Wojtalewicz.
Doradcą prawnym zarządu i prezesa jest Jerzy Karpacz, pułkownik SB i jej ostatni szef. Porad prawnych spółdzielni udziela razem z Kazimierzem Garnysem, byłym pracownikiem cenzury. Ostatnio, gdy bunt przeciwko władzom spółdzielni przybrał na sile, w skrzynkach pojawiły się anonimowe ulotki. O buntownikach pisano: "Chodzą po naszych domach, niepokoją nasze rodziny i bezczelnie nas okłamują. To cwaniacy z nowych inwestycji i ich znajomkowie". Podpisane - "Mieszkańcy". Albo: Co robi w spółdzielni niejaka [tu nazwisko]? „Gryzie, kopie i szczypie gdzie tylko może. (...) Żeby łatwiej zawalczyć o szmal dla siebie. Tej zachłanności towarzyszy niespotykane skąpstwo. Sąsiedzi opowiadają o jej głupich uwagach o ubogich ludziach. Do czego taki ktoś jest potrzebny w naszej Spółdzielni?".
Osiemdziesięciu "studentów" wysiadło z busów
Mieszkańcy założyli stowarzyszenie. Odwołali zarząd i członków rady nadzorczej. Powołali nowych. - Stary zarząd się ratował, przyczepiał kartki, że termin zebrania odwołano - opowiada Wojtalewicz. - Uchwałę o nowych przedstawicielach złożyliśmy w KRS-ie. Ale stary zarząd zaskarżył uchwałę do sądu. Więc KRS do czasu wyjaśnienia uchwałę zawiesił.
I w rejestrze nadal są starzy przedstawiciele. To oni na sobotę 21 lipca zwołali walne zgromadzenie. - Wcześniej od kilku lat nie mogliśmy się o nie doprosić – opowiada Wojtalewicz. - Teraz zarząd chciał się powołać od nowa.
- 9 rano. Świetna sala, mikrofony - opowiada Teresa Macias-Jabłońska. - Tych osiemdziesięciu "studentów" wysiadło z busów. Mieli pełnomocnictwa. Jeden przyznał, że dostali zaliczki. Reszta miała być potem.
Wojtalewicz: - Skąd mieli pełnomocnictwa? Pewnie dali je mieszkańcy, którym coś obiecano. Na przykład pomoc w spłacie zadłużeniu. Postraszyliśmy ich prokuraturą i szybko zniknęli. Prezes Stępień: - To kłamstwo, że ja ich opłaciłem. Podejrzewam, że to opozycja. Zbigniew Jamroz, przewodniczący (odwołanej) rady nadzorczej, a według mieszkańców prawa ręka prezesa, dodaje, że "uzurpatorzy z opozycji" go przetrzymywali, łamali karty do głosowania i przecinali kable od nagłośnienia. Prezes Stępień: - Nie przejmuję się tymi, którzy przeszkadzają w zajmowaniu się spółdzielnią.
Wojtalewicz: - Czekamy na zmianę w KRS-ie. Wtedy były prezes będzie musiał odejść.