Petycja ws. mieszkań zakładowych oddanych za darmo spółdzielniom

obserwator

/ #1680 raj w kołchzie w demokratycznym państwie prawa tuskomanii

2012-08-15 16:46

Prezes "odspawany" od stołka. Przestraszył się policji
07.08.2012, aktualizacja: 08.08.2012 07:58

Awantura w gabinecie prezesa spółdzielni "Przy metrze" (Fot. Bartosz Bobkowski / Agencja Gazeta)
Andrzej Stępień, były prezes spółdzielni mieszkaniowej "Przy metrze", opuścił fotel około drugiej w nocy.

O prezesie spółdzielni, który dosłownie nie chciał zejść z fotela, pisaliśmy we wtorek. Konflikt między Andrzejem Stępniem a członkami spółdzielni "Przy metrze" trwał od wielu miesięcy. Członkowie, którzy zarzucają prezesowi wiele nieprawidłowości w kierowaniu spółdzielnią, zbuntowali się i odwołali zarząd oraz członków rady nadzorczej. Prezes się bronił - decyzję o nowych władzach zaskarżył do sądu, a na zwołanym szybko walnym zgromadzeniu (o które mieszkańcy nie mogli doprosić się przez lata), próbował powołać się na nowo. Choć w poniedziałek była już oficjalna decyzja sądu, że nowe władze spółdzielni są legalne, prezes stwierdził, że z fotela nie zejdzie, a decyzję dalej będzie skarżył.

Z(a)wołał ochronę, która stanęła w drzwiach i nikogo nie wpuszczała. Z prezesem zabarykadował się przewodniczący odwołanej rady nadzorczej Zbigniew Jamroz. Członkowie sprowadzili swoją firmę ochroniarską, zadzwonili po policję, a potem dostali się do gabinetu. Sami zaczęli prezesa pakować. Ale on nie ustępował - dalej siedział przy biurku, przeglądał notatki, rozmawiał przez telefon. Dookoła na jego odejście czekali mieszkańcy.
- Dopiero około drugiej w nocy wyszedł pod eskortą 12 policjantów, przyjechał nawet sam naczelnik. Było podejrzenie, że prezes chce wynieść z sobą jakieś papiery i dlatego tak się uparł. W końcu na widok tej policji wyszedł spokojnie. We wtorek spotkał się z nowymi władzami i problemu już nie było - opowiada Grzegorz Janas, członek nowej rady nadzorczej.