Petycja ws. mieszkań zakładowych oddanych za darmo spółdzielniom

Marcus

/ #1444 Istota sprawy

2012-07-10 15:59

"Czerwone spółdzielnie

Aby uleczyć sytuację, należy uchylić wszystkie nadal obowiązujące akty prawne dotyczące spółdzielczości uchwalone w PRL-u, a także te późniejsze, które pozwoliły przekształcić część spółdzielni w ciepłe legowiska postkomunistycznej nomenklatury.

Nie wszystkie są takie. Ale jeśli zdarzają się spółdzielnie dobre, to bardziej dzięki szczęśliwemu zbiegowi personalnych okoliczności niż prawu, które reguluje ich działanie. Często określa się spółdzielnie jako pasożytnicze przeżytki po PRL-u, których nieodwoływalni prezesi żyją dostatnio za pieniądze lokatorów. Tych ostatnich jest w Polsce 10 mln, a samych spółdzielni ok. 5 tys. Niektóre z nich zarządzają majątkami wartymi miliardy złotych.

Z historii spółdzielczości

Dobrym prawem, uważanym za najlepsze w ówczesnej Europie, była ustawa z października 1920 r. o spółdzielczości, zawarta na 24 stronach formatu A4. Odwołały się do niej władze komunistyczne w 1950 r., dokonując jednak w oryginalnym dokumencie wielu zmian. W 1961 r. przedwojenna ustawa została anulowana, rozpoczynając okres chaotycznej twórczości legislacyjnej. Władze PRL-u dążyły do utworzenia molochów podlegających całkowitej kontroli aparatu PZPR. Zgodnie z ideologią komunistyczną zwalczano własność prywatną. Spółdzielnie miały przypominać PGR-y. Własnościowe prawo do lokalu imitowało własność indywidualną, w efekcie posiadacze lokalu o takim statusie do dziś nie mogą czuć się pełnoprawnymi właścicielami swoich mieszkań, nawet jeśli kupili je po cenach rynkowych. Własność była i w znacznym stopniu jest przypisana spółdzielni. Decydują o niej prezesi.

Dopiero zainicjowana przez PiS nowelizacja ustawy o spółdzielniach z czerwca 2007 r. poprawiła sytuację, tworząc podstawę dla upodmiotowienia ich członków. Często bywa ona ignorowana, a nawet zwalczana przez prezesów, ponieważ za sprawą nowych przepisów stali się oni jedynie administratorami indywidualnych majątków członków spółdzielni. Dzięki powyższej nowelizacji około miliona lokatorów mieszkań spółdzielczych stało się ich właścicielami.

Jednak orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego spowodowały zablokowanie procesu wdrażania nowych regulacji. Ogólnie w Polsce wciąż obowiązuje prawo spółdzielcze z 1982 r., które było nowelizowane kilkadziesiąt razy, a próby zastąpienia go nową ustawą były czterokrotnie torpedowane. Dobry projekt został przygotowany przez ekspertów prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Nawiązywał on do ustawy z 1920 r. Doradca nieżyjącego prezydenta prof. Henryk Cioch: „Szczególny niesmak budzi zwłaszcza odrzucenie w 2008 r. projektu ustawy wniesionego do Sejmu przez prezydenta profesora Lecha Kaczyńskiego – i to w pierwszym czytaniu. Prezydent ten doskonale rozumiał sens i znaczenie dla rozwoju naszego kraju ruchu spółdzielczego".

Sytuacja obecna

W niektórych spółdzielniach mieszkaniowych wskutek niekompetencji ich władz i zaniedbań eksploatacyjnych koszty utrzymania pojedynczych lokali bywają zbliżone do kosztów utrzymania domu jednorodzinnego. Często władze spółdzielni nie korzystają z systemu przetargów i z tego powodu cena inwestycji takich, jak docieplanie budynków, rośnie o kilkadziesiąt procent. Dodatkowo uposażenie prezesów spółdzielni przekracza niekiedy wynagrodzenie prezydentów miast. Wszystkie takie koszty spadają na barki członków spółdzielni. Znane są liczne wypadki, gdy nieudane inwestycje lub długi zaciągane przez spółdzielnie bez wiedzy i zgody ich członków prowadziły do bankructw spółdzielni. Z chwilą ogłoszenia upadłości spółdzielni mieszkańcy tracą prawa członkowskie.

Do tego dochodzą prześladowania członków, którzy walczą o swoje prawa i tropią nieprawidłowości w działaniu ich spółdzielni. Spółdzielnia mieszkaniowa w Olsztynie pozbawiła jednego ze swoich mieszkańców członkostwa za krytyczne wypowiedzi w prasie. Wraz z trzema innymi lokatorami pozwał on spółdzielnię do sądu za – jego zdaniem – błędne sporządzenie i przedstawienie przez zarząd spółdzielni bilansu finansowego. Takich przykładów z całej Polski można przytaczać tysiące. Każdy z nich odstręcza spółdzielców od dochodzenia swoich praw.

Zmiany, zmiany, zmiany

Rzecz w tym, aby spółdzielnie i ich władze służyły mieszkańcom, a nie na odwrót. Uwłaszczeni posiadacze mieszkań powinni mieć prawo łatwego wyboru sprawnego administratora (prezesa), ustalania jego poborów, kontrolowania polityki fiskalnej spółdzielni. Aby uleczyć sytuację, należy uchylić wszystkie nadal obowiązujące akty prawne dotyczące spółdzielczości uchwalone w PRL-u, a także te późniejsze, które pozwoliły przekształcić część spółdzielni w ciepłe legowiska postkomunistycznej nomenklatury.

Działania w tym kierunku podejmują obecnie PiS i PO. – Chodzi nam o to, aby lokatorzy mogli łatwiej i taniej przekształcać mieszkania spółdzielcze we własność indywidualną. Chcemy wyposażyć ich w prawa, które umożliwią im większą kontrolę nad finansami i zarządami spółdzielni – twierdzi autor projektu PiS-u Łukasz Zbonikowski, dodając: – Poważnym problemem wielu spółdzielni pozostaje nadal władztwo prezesów i rad nadzorczych.

Posłanka PO Lidia Staroń mówi o przyznaniu spółdzielcom większej kontroli nad spółdzielnią. PO chce umocnić pozycję walnego zgromadzenia członków, a także wprowadzić personalną odpowiedzialność zarządu za działania na szkodę spółdzielni lub jej członków. Zmiany upraszczają też przekształcenia własnościowe w spółdzielniach. Mogłyby zacząć obowiązywać najpóźniej w styczniu 2013 r. A więc nawet PO potrafi! Tylko czy starczy jej odwagi, by zadrzeć z ustosunkowanym lobby prezesów spółdzielni?"